Buty startowe – czy warto?

Każdy zakup sprzętu biegowego, bądź też jakieś innego akcesorium treningowego, powoduje u mnie ból głowy i sporą dawkę analizy. Nie jestem jeszcze na etapie rozpisywania sobie plusów i minusów takiego zakupu, ale mimo wszystko nie podejmuje decyzji pod wpływem impulsu. Tak samo było z butami startowymi.

Pamiętam jak na tydzień przed maratonem w Toruniu moje niezapomniane i nieodżałowane Electro 33 wyzionęły ducha. Nie miałem żadnej rezerwowej pary, a tego modelu Asicsa nie mogłem nigdzie znaleźć. Zdecydowałem się na wizytę w Sklepie Biegowym w gdańskim CH Manhattan. Miałem szczęście. Spotkałem w sklepie byłego medalistę mistrzostw Polski w maratonie, Marka Jaroszewskiego, który zachęcił mnie do wypróbowania butów startowych marki Brooks (chociaż przymierzyłem co najmniej pięć innych par butów). W planach miałem dwa treningi, maraton i trzy tygodnie przerwy w startach, więc postanowiłem zaryzykować i zdecydowałem się na zakup modelu T7 Racer.

Oczywiście zostałem ostrzeżony, że to może być szok dla moich stóp i niekoniecznie zakończą start w dobrej formie. Obawy te były nieco na wyrost, bo biegło mi się fenomenalnie, nie miałem żadnych problemów z odciskami, czy schodzącymi paznokciami, o których możecie przeczytać w innych tekstach o butach startowych. Czy to była kwestia samych Brooksów, czy psychiki, ale wprost leciałem i choć łamanie trzech godzin planowałem w roku 2016, to udało mi się to zrobić w starcie kończącym mój sezon 2015.

Czym się różni ten but od zwykłego modelu treningowego? Na pewno wagą, jest mega lekki (według producenta waga modelu T7 Racer to 180 g). Jest też bardzo wygodny, świetnie dopasowany do stopy. Nie ma żadnej amortyzacji, więc raczej jest przystosowany dla niezbyt ciężkich biegaczy. Jego wielkim atutem jest dynamika, dlatego nie jest to but do wolnych wybiegań, raczej do treningu interwałowego lub biegu z narastającą prędkością, ale już od tempa poniżej 4:30 min/km.

W tym bucie trenuję bardzo rzadko. Lubię zrobić sobie mocny trening na kilka dni przed startem, aby sobie przypomnieć jak się w nich zachowuje stopa, bo jednak ze względu na mniejszy drop i lekkość biega się w nich inaczej, bardziej dynamicznie.

Najważniejsze pytanie, czy warto? Jeśli celujesz w wynik poniżej 40 minut na 10 km, to zdecydowanie polecam zakup takiej pary. Chcesz złamać trzy godziny w maratonie, to rozwiązanie jest również dla Ciebie. Oczywiście nic nie zastąpi mocnego treningu, to powinno być podstawą i żadne „magiczne” buty tego nie zastąpią. Ale już startówki podparte sumiennymi przygotowaniami na pewno zrobią różnicę.

PS. Do startówek „dorosłem” po ponad 2,5 roku biegania. Miałem za sobą dwa maratony i rekord życiowy na 10 km 37:41. Kolejne dwa maratony przebiegłem poniżej trzech godzin, a na „dyszkę” wykręciłem czas 37:02.

PS2. Nie wiem, jak model Brooksa wypada na tle konkurencji. Mnie, obok atrakcyjnej ceny, zachęciła wygoda oraz rekomendacja medalisty MP. Jestem z tych butów bardzo zadowolony i gdybym miał teraz kupować nowe startówki, to przegląd rynku zacząłbym od oferty Brooksa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.