To może na Pachołek?

20 006 kilometrów, przebieg oryginalny, bezwypadkowy, stan bardzo dobry (lekko stuka w prawym kolanie), wydawało się, że będzie idealny do miejskiej “jazdy”, ale ostatnio zdecydowanie lepiej spisuje się w trasie, dwa komplety butów (miejskie i trailowe), garażowany, przez ostatnie siedem lat eksploatowany.

To tak kilka słów podsumowania. Fajny jubileusz mi się trafił. Gdy zaczynałem w kwietniu 2013 nie myślałem o tym, że będę tak dużo biegał i jeszcze pójdą za tym jakieś mniejsze i większe sukcesy. Miałem zgubić brzuch, wrócić do formy i dobrze wyglądać na ślubie. Od ślubu minęło sześć lat (dokładnie w niedzielę obchodziliśmy szóstą rocznicę), a ja dalej biegam. Agnieszka też. I jest sztywniutko.

Chciałbym:

  • poprawić się o dziesięć minut względem debiutu na 10 kilometrów (44:21), więc jest tutaj jeszcze sporo do zrobienia,
  • poprawić się o godzinę względem debiutu w maratonie (3:52:50) i myślę, że mam to na wyciągnięcie ręki,
  • jeszcze kiedyś wygrać jakieś zawody, najlepiej ultra, i dostać za to ogromny puchar : )

94% dystansu pokonałem na treningach, pozostałe 6% to różne zawody od parkrunowych piątek aż po 82 kilometry na TriCity Trailu.

Dość tych ciekawostek, przechodzę do podsumowania.

Wróciłem do treningu siłowego! Było raz, w poniedziałek. Potem zabrakło mi czasu. Naprawdę myślałem o tym czterokrotnie, ale skończyło się na myśleniu…

Biegowy tydzień rozpocząłem od zalanych betonem nóg. Jak można było się spodziewać po NPB w Toruniu i wizycie w lesie na drugi dzień… Było ciężko. Całe ciało nie chciało współpracować. Nawet nie dociągnęliśmy do dyszki, skończyło się na 9,50 km.

Ale w środę było już lepiej. Zacząłem od 8,5 km biegu z narastającą prędkością ze średnią 4’04” i poprawiłem dziesięcioma dwusetkami, co dało w sumie 14,5 kilometra.

Kolejny trening wypadł w piątek – 14 kilometrów w 4’29”. Najciekawszym elementem tego dnia było spotkanie na biegowej ścieżce i chwila rozmowy z panem Kaszkurem. Jako, że Tomek kończył swój trening, to odprowadziłem go do domu, chwilę pogadaliśmy o życiu i pognałem dalej.

W sobotę wyskoczyliśmy do lasu. Wyszło 14 kilometrów z Agnieszką i Damianem, na chwilę dołączył się do nas Radek i tak sobie spędziliśmy poranek w Otominie.

Tydzień zakończyliśmy trzydziestką z panem Andrzejem. I to było dobre (polecam bardzo poniższą trasę, start i meta na PKM Jasień i prawie 600 metrów przewyższenia). Zaczęliśmy wolniej, od tempa powyżej sześciu minut na kilometr, ale się rozkręcaliśmy. Na podejściach tempo spadało, ale koniec końców udało się skończyć ze średnią z piątką z przodu, a nawet gdy już przekroczyliśmy dwudziesty kilometr, to wciąż rozmawialiśmy, co na takich długich wybieganiach nie jest regułą. Potem mogliśmy świętować rocznicę, już bez Andrzeja! ;- )

Na tym biegu właśnie padło: – To może na Pachołek? Przyjemnie było spojrzeć z tej perspektywy na budzące się do życia miasto.

83 kilometry na liczniku, przed Pomerania Trail jak znalazł.

Zdrowia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.