Życie to surfing

więc nie bój się fal.

I stało się. Zamknęli lasy. Tego się nie spodziewałem. Po osiedlu jeździ radiowóz i nawołuje do pozostania w domach. A biegnąc dzisiaj przez Straszyn spotkaliśmy panów policjantów i lekko mocniej serduszko mi zabiło, ale.. po prostu się minęliśmy. Bez dramatu, bez awantury. Oni pojechali w swoją stronę, my pobiegliśmy w swoją, zachowując oczywiście bezpieczną odległość dwóch metrów. Na szczęście po przekroczeniu progu domu mogliśmy podejść do siebie, a nawet się przytulić. Taka sytuacja.

Gdyby ktoś z południowych dzielnic Gdańska czuł nad gdańskim Iten dyskomfort, to polecam wycieczkę wzdłuż DK221 do Bąkowa. Następnie obrać azymut na Straszyn, gdzie można poczuć niemal dzikość natury, przebiegając raz asfaltem, raz szutrem, delektując się widokami. Dodatkowym atutem jest urozmaicony profil. Wrócić na południe można przez Borkowo, Pruszcz, albo w dowolnym momencie odwrócić się o 180 stopni… Dzisiaj na tej trasie spotkaliśmy tylko Jacka Kędzierskiego, który kierował się w kierunku domu.

Z tego wszystkiego wynika, że biegam. Tak, biegam. Dobrze mi z tym. Nie robię tego, żeby poprawić formy. Właściwie to nie wiem, to nad czym pracuję. Chyba po prostu nad kondycją psychofizyczną. Nie chcę oszaleć. Jak mam ochotę na dwanaście kilometrów, to robię dwanaście. Jak na dwie godziny biegu, to kończę po dwóch godzinach. Jak mam ochotę biec szybciej, to biegnę… szybciej, chociaż na to akurat ochoty nie mam. Wczoraj zaczęła mi się podobać idea “biegania dla biegania”, bez myśli o tempie, tętnie, formie, czy zbliżających się zawodach. Wciąż mam wrażenie, że to ostatnia rutynowa czynność, która mi pozostała.

Nie widuję nikogo poza żoną. W sobotę pojechaliśmy na działkę dziadków, żeby ogarnąć to i owo pod ich nieobecność. Zeszło nam ponad dwie godziny. To były dwie godziny wolności. Najlepsze dwie godziny w ostatnim miesiącu. Taka cena walki z koronawirusem.

Na Garminie 132 233 kroków w sześć dni (bez poniedziałku), więc przejdę się jeszcze z psem i daję sobie kudosa.

Trzy treningi siłowe za mną, chociaż dzisiaj większy nacisk położyłem na rozciąganie i dorzuciłem trochę rolowania. Mission completed.

Recenzję Hoka One One Speedgoat 4 GTX możecie przeczytać tutaj. Recenzję książki Piotra Sucheni (tego, który wygrał maraton na biegunie północnym i nie mył się trzy dni) zostawię sobie na przyszły tydzień. Książkę przeczytałem wczoraj, w jedno popołudnie, weszła jak zimne piwo po treningu w upalny dzień. Nawet zrobiłem sobie notatki i zaznaczyłem kilka ciekawszych fragmentów.

Przebiegłem 81,96 kilometrów, ale zrobiłem “tylko” pięć treningów. Odpuściłem w piątek, bo byłem zmęczony i już wtedy wiedziałem, że dziewięćdziesiątka jest mało realna. Oczywiście dzisiaj mogłem zrobić trzydzieści plus i pozamiatać, ale nie czas na takie harce i nabijanie kilometrów na siłę. Mimo wszystko jestem zadowolony, bo było miło, spokojnie i obyło się bez tłoku i dziwnych przygód.

*

Plan na najbliższy tydzień: pięć treningów biegowych (a może sześć?), 140 tysięcy kroków, 3 treningi siłowe. Chciałbym przeczytać jakąś książkę… na półce czeka między innymi “Kobe Bryant. Showman” Rolanda Lazenby’ego, ale nie wiem, czy mnie to nie przerasta w chwili obecnej.

Zmieniłem też layout na stronie. Można sobie poklikać tu i tam i dać mi znać, czy jest miło i sympatycznie, czy wracać do starej wersji.

Zdrówka!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.