Na początku stycznia bieżącego roku wrzuciłem moją roadmapę na 2019 rok. Sześć startów z metą na Kaszubskiej Poniewierce. Właśnie dwa tygodnie temu z małym hakiem pod tym tekstem pojawił się dopisek mission completed.
Lubię planować, ale jeszcze większą satysfakcję daję mi realizacja tych planów, więc czas na podsumowanie. Mnie najbardziej zaskakuje, że nie wyłamałem się i nie dorzuciłem do tego żadnego innego startu (chyba, że liczyć parkrun, ale tego do oficjalnych biegów nie wliczam).
Gdyby ktoś chciał wrócić do tego, co dokładnie pisałem i myślałem, to może kliknąć tutaj.
Miał być wspólny, spokojny bieg z Tomkiem Korpalskim, miałem jednak obawy, że może być niekoniecznie spokojnie i się sprawdziło. Tomka na starcie zabrakło, a ja pognałem po pierwsze zwycięstwo w biegu ultra.
Dystans: 48,82 km (według endomondo). Czas: 3:49:24 (średnie tempo: 4’42”). 1. miejsce.
Miało być więcej kilometrów niż rok wcześniej. I było. Dołożyłem siedem, czyli wyszedł mi maraton z małym hakiem.
Dystans: 42,9 km (według endo nawet 43,2). Czas: 3:07:46 (średnie tempo: 4’21”). 53. miejsce w Polsce, 276. na świecie.
Było ścigane! Było mocno! Było blisko podium… w kategorii wiekowej, ale do Tomka Bagińskiego zabrakło kilku sekund. Uważam, że zrobiłem swoje.
Dystans: 10 kilometrów (9,86). Czas: 37:20 (3’47”). 13. miejsce i 4. w kategorii wiekowej.
Sponiewierało mnie! I to solidnie. Przez sześćdziesiąt kilometrów biegło mi się źle, ale końcówka, to już bajka i cudowne flow. Przeżyłem prawdziwe ultra i byłem z siebie dumny! Zgarnąłem podium w kategorii wiekowej, Agnieszka była druga na dystansie maratonu+. Na mecie mi się chciało płakać, po prostu.
Dystans: 83,05 km. Czas: 8:17:13 (5’59”). 11. miejsce i 3. w kategorii wiekowej.
Sądziłem, że po TCT będę dętką, a miałem ochotę się ścigać. Na zbiegu prawie się zabiłem, ale było warto. W drugiej części dystansu byłem dzikiem. Pod górę mi brakowało pary, ale mimo wszystko kolejny start na mega plus.
Dystans: 20,33 km. Czas: 1:44:35 (5’09”). 12. miejsce i 4. w kategorii wiekowej.
Miała być pierwsza stówka. Po TriCity Trailu zmieniałem jednak plany i wybrałem dystans o połowę krótszy. Nie żałuję. Tak jak rozpocząłem rok od podium, tak go skończyłem. Nie będę ukrywał, że chciałem wygrać, ale drugie miejsce też cieszy. Tym bardziej, że podwójne!
Dystans: 48,88 km. Czas: 4:00:54 (4’56”). 2. miejsce.
Sześć startów, dwa podia open plus jedno podium w kategorii wiekowej, dodatkowo dwa czwarte miejsca, które oznaczają, że byłem blisko, ale tak naprawdę nie byłem :- ) Tomek, gdyby tylko mnie zobaczył w swoim pobliżu, to by mi wybił harce z głowy, a na Półmaratonie Karkonoskim byłem bardzo daleko od najlepszych, chociaż pisałem już wcześniej, że akurat na tym biegu miejsca się dublowały, a w najlepszej czwórce było trzech zawodników z mojej kategorii wiekowej, więc pewną satysfakcję mam.
Plusem Wingsa jest maraton w 3:03:25 (wiecie, według zegarka, hehe), gdzie kompletnie nie spinałem się na maraton poniżej trzech godzin, a byłem naprawdę blisko.
W tym roku mam jeszcze jeden cel – życióweczka na dziesięć kilometrów. Do zrobienia wynik poniżej 36:52. Chciałbym to poprawić o więcej niż osiem sekund. Kilka tygodni temu bym powiedział, że spokojnie jest to do zrobienia. Po dwóch tygodniach roztrenowania nie wiem. Dopiero wracam do biegania, mam siedem tygodni na trening i 16 listopada atakuję.
PS. Agnieszka na podium stawała cztery razy – była druga na TriCity Trailu i Kaszubskiej Poniewierce. Na Biegu do Źródeł zmieściła się w pierwszej piątce, co jej dało miejsce wśród najlepszych zawodniczek i dorzuciła do tego szóste miejsce w Radunka Run. Mam kogo gonić! ;- )
1 Comment
Musisz mniej ufać technice, heh 🙂