Co za mną, co przede mną. Podsumowanie pierwszego kwartału 2016

Wśród dedlajnów, asapów, fakapów i targetów – tak wygląda moje życie służbowe. Ma to również przełożenie na bieganie. Oczywiście, jeśli chcę biegać, to muszę znaleźć na to czas. I zdecydować, czy lepiej trochę więcej pospać i wychodzić wieczorem, czy rozpocząć dzień od przebieżki i dopiero wtedy ruszać do pracy.

Ostatnie trzy miesiące to zdecydowanie czas porannego biegania. Większość treningów rozpoczynałem wcześnie rano – może nie tak wcześnie jak Poranny Biegacz – ale i tak o godzinie, gdy większość ludzi dopiero otwiera oczy. I to wpływa na mnie bardzo pozytywnie. Potrafię przed pracą przebiec nawet 14 kilometrów i to mi daje powera na cały dzień. Taka poranna porcja ruchu dobrze wpływa na mój organizm. Jestem porządnie pobudzony i skoncentrowany. I mimo iż pewnie Wam się wydaje, że przez resztę dnia nie mam sił, to muszę zaprzeczyć – mam energii za dwóch, która zazwyczaj się kończy tak, jak u każdego normalnego człowieka, czyli w godzinach wieczornych.

Wychodzę zawsze około 6:30, wracam maksymalnie o 7:30, to daje mi czterdzieści pięć minut na prysznic i śniadanie. Weekendy są różne, ale najczęściej też nie wychodzę na trening późno – na pewno przed 8:00, zarówno w sobotę jak i niedzielę.

Te mijające trzy miesiące, to zdecydowanie nabijanie kilometrów. Pogoda była na tyle dobra, że nie musiałem przesiadać się na rower stacjonarny, z którego korzystałem poprzedniej zimy. Do pięciu treningów biegowych tygodniowo dorzuciłem trzy albo nawet cztery jednostki na siłowni. Głównie to są lekkie ćwiczenia z niedużym ciężarem trwające do trzydziestu minut. Ale świetnie się sprawdzają jako uzupełnienie treningu. I to robię wieczorową porą w domowym zaciszu. Zauważyłem, że wzmocnienie korpusu i rąk przełożyło się na szybsze bieganie, więc nie mam zamiaru z tego rezygnować.

Poniższa grafika prezentuje moje biegowe praktyki:Q1

Jak widać staram się biegać we wtorek, środę, czwartek, sobotę i niedzielę. Poniedziałek i piątek to są dni wolne. Poniedziałek od wszystkiego – żadnego biegania, żadnego podnoszenia ciężarów. W niektórych przypadkach dochodzi jednak do zmiany planów. Styczeń i luty są to miesiące przeznaczone na ciężki trening, natomiast w marcu pojawiają się pierwsze zawody. Tegoroczny sezon zacząłem szybciej, niż zeszłoroczny (pierwszy start drugiego mają w PKO Sopot Półmaraton), bo już w drugiej połowie marca i to był główny cel na pierwszy kwartał 2016. Dobrze przygotować się do PZU Gdynia Półmaratonu. Jak poszło? Celem było poprawienie się w stosunku do zeszłego roku i się udało.

PZU Gdynia Półmaraton 2016 – 82. miejsce (24. M20) i czas 1:22:08.

Drugim celem na pierwszy kwartał było zdecydowanie się na wiosenny maraton. Ponownie pobiegnę w Gdańsku, a jeśli chcecie dowiedzieć się dlaczego, to zapraszam tutaj.

Czy jestem zadowolony z Q1? Nawet bardzo! 238, 237 i 270 kilometrów. Jeszcze nie miałem takiej passy. Nie wiem, czy w kwietniu gdzieś wystartuje. Możliwe, że jakaś dyszka w okolicy się pojawi i postanowię się sprawdzić, ale nie nastawiam się. Sądzę, że to będzie kolejny miesiąc, w którym przebiegnę ponad 250 kilometrów – planuję w kolejne cztery weekendy znaleźć czas na biegi 20+ km. A kolejny, docelowy wiosenny start czeka mnie 15 maj, a będzie to 2. PZU Gdańsk Maraton.

2 Comments

  1. Hehe – 6:30 to jestem już dawno po prysznicu;) Da się przyzwyczaić do rannego biegania – a do 5:30 ulice są właściwie puste, więc nie trzeba się zatrzymywać:) Powodzenia na Maratonie:)

    • Adam pisze:

      Ty jesteś z innej planety : ) Ale podziwiam Twoje nastawienie i determinację.
      Dzięki i nawzajem, liczę że zmieścisz się na podium, a ja nie stracę do Ciebie więcej niż 15 minut. Do zobaczenia!

Skomentuj Poranny Biegacz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.