Czy w Gdyni można pobić życiówkę?

Dwa podbiegi pod ulicę Świętojańską. Pierwszy na samym początku – oddzieli tych, którzy solidnie przepracowali zimę, od tych, którym tak się tylko wydaje. Drugi da odpowiedź na proste pytanie – czy na tej trasie da się zrobić życiówkę. Wiatr od morza i temperatura w okolicach pięciu stopni też nie będą sprzymierzeńcem biegaczy. Z drugiej strony ponad pięć tysięcy osób na starcie, adrenalina, rywalizacja ramię w ramię i pierwszy start od październikowego maratonu – to może dać takiego kopa, że czas widniejący powyżej będzie tylko wspomnieniem.

Startując w Gdyni będę po raz trzeci mierzył się na oficjalnych zawodach z dystansem półmaratońskim. Zaczęliśmy z Agnieszką od wspólnego przetarcia w październiku 2014 roku w gdańskim amberexpo półmaratonie. Cel był prosty – lecimy poniżej dwóch godzin. Bez większego rozpisywania się powiem tylko, że się udało i to z małym zapasem. W maju zeszłego roku sopocki półmaraton miał być mocniejszą jednostką treningową przed odbywającym się dwa tygodnie później 1. PZU Gdańsk Maratonem. Byłem w takim gazie, że choć zapowiadałem walkę o złamanie 90 minut, to udało mi się wykręcić czas poniżej godziny i dwudziestu siedmiu minut. Atutem imprezy w Sopocie był świetny profil trasy – 99% dystansu płasko – i bardzo dobra pogoda. I choć to był dla mnie pierwszy start w 2015 roku, to czułem się bardzo pewny siebie i wiedziałem, że mogę powalczyć o bardzo dobry rezultat.

Czy teraz jest tak samo? Ciężko powiedzieć. Choć w Gdyni biegałem już kilka razy i wiem, że ze Świętojańską nie będę miał problemów, to jeszcze nigdy nie podbiegałem na nią dwa razy. W końcu treningi na Havla i Łostowickiej na coś się przydadzą. Wszystko powinno się rozstrzygnąć na pierwszych pięciu kilometrach, które w większości będą prowadzić pod górę, jeśli uda się ten fragment przebiec, nie tracąc zbyt dużo czasu i energii, to wynik końcowy powinien być dobry. Staje się też powoli regułą, że sezon startowy zaczynam od półmaratonu. Z jednej strony, to mam psychiczny spokój, bo nie martwię się wynikiem z 10 km i nie przeliczam, jaki to może przynieść efekt na ponad dwa razy dłuższym dystansie. Z drugiej, tak naprawdę nie wiem, czy jestem gotowy na bieganie półmaratonu w tempie poniżej 4:00 min/km, a to jest moim celem.

Liczę na to, że solidnie przepracowana zima przyniesie efekt i jutro będę mógł się cieszyć z nowej życiówki. Jeśli mi się nie uda, to zawsze mogę liczyć na żonę i jej start, bo jestem przekonany, że sobie poradzi i ponownie upora z barierą dwóch godzin, no i na tatę, dla którego to jest debiut w oficjalnych zawodach i już od tygodnia do mnie wydzwania i się wypytuje o różne rzeczy, a co zjeść przed biegiem, a czy w krótkich spodenkach biegniemy, o której jedziemy… Wiadomo, że chociaż on będzie miał powody do świętowania.

A wszystkim, którzy startują jutro w Gdyni życzę powodzenia! : )

 

1 Comment

  1. Jarosław Wawer pisze:

    Powodzenia Adam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.