To nie był zwykły bieg. To było coś więcej! Coś, co chciałbym powtórzyć. Nawet jutro, albo i jeszcze dziś! A już na pewno za rok na Gdańsk Business Run 2018! 228 drużyn. W każdej pięciu zawodników. I wspólny cel – pomóc tym, którzy tego potrzebują! Było fantastycznie!
Oczywiście, że jeśli jednego dnia o 17:30 biegnie się 10 kilometrów na swojego maksa, to na drugi dzień o 10:30 może być ciężko. Ja byłem pełen obaw. Jako kapitan nie chciałem zawieść nikogo z mojej drużyny. Ale bałem się wielu rzeczy, że nie będzie team spirit, że ktoś po biegu mnie przeprosi, że biegł za wolno. Naprawdę chciałem tego uniknąć. Ale nic takiego nie miało miejsca. Naprawdę byliśmy świetną drużyną, najlepszą jaką mogłem sobie wymarzyć. Ktoś mógłby powiedzieć, że mogłem przecież znaleźć czterech kocurów, którzy biegają tak, jak ja, albo lepiej i cieszyć się z wygranej. Ale ja znalazłem trzech kocurów i kocicę! Każdy z nich biegł tak, jak ja – czyli tyle, ile mógł tego dnia z siebie dać! Widziałem radość, zdziwienie, śmiech, satysfakcję, wsparcie. To było więcej niż mógłbym sobie wyobrazić.
Ale od początku. Nie mieliśmy agrafek, bo podczas odbioru pakietów ich zabrakło, a ja mimo iż w domu mam ich tyle, że mógłbym wszystkie drużyny obsłużyć, to ich nie wziąłem. Ale mieliśmy trzy pasy na numer startowy i problem się rozwiązał. Współpraca! Taki cel przyświecał wszystkim drużynom, a my byliśmy tego świetnym przykładem. Gdy biegłem na pierwszej zmianie, to po prostu czułem, że lecę. Żołądek, który jeszcze pół godziny wcześniej wariował, teraz chciał ze mną współpracować i pozwolił mi biec coraz szybciej. Swoje 3,3 km pokonałem poniżej 12 minut! Ostatni kilometr w 3:26! Byłem w takiej euforii, że gdy wpadłem na metę, aby podać pałeczkę Rafałowi, to mimo iż nikogo nie było w strefie zmian, to nie mogłem go znaleźć! Ale byliśmy, kurcze blaszka, pierwsi! Nie ukrywam, że po cichu liczyłem na taki obrót spraw. Ale nikomu o tym głośno nie mówiłem, żeby nie zapeszyć. Swoją zmianę pokonałem ze średnim tempem 3:35 min/km!
A potem sytuacja była dynamiczna. Nawet nie wiem, kiedy “leciała” zmiana za zmianą. Trudno było obserwować rywalizację, bo na trasie potrafili znajdować się zawodnicy ze trzech różnych zmian. Ale moja ekipa znalazła świetny punkt obserwacyjny. Każdemu chciałem pomóc, z każdym chwilę pobiec. Udało mi się najpierw z Rafałem, potem z Jarkiem, ale Andrzej minął mnie niczym pendolino! Agnieszka przed swoją zmianą zabroniła mi, kategorycznie, biegowego wsparcia, więc tylko stałem i czekałem. A czas zleciał jak szalony. Nawet nie wiem kiedy minęła kolejna godzina rywalizacji i było już po wszystkim. A denerwowałem się jak mało kiedy, przeskakiwałem z nogi na nogę, nie mogłem ustać w miejscu. Mimo zmęczenia kolejnym dniem rywalizacji roznosiła mnie energia.
Finalnie ukończyliśmy rywalizację na 13. miejscu! A przed biegiem myślałem, żebyśmy skończyli w pierwszej setce. No nie powiem, wiary to mi brakowało w moją drużynę. Wśród drużyn mieszanych byliśmy 4.! Serio! Niesamowite. Jestem dumny! Jestem dumny z tego biegu, ze wszystkich drużyn, ze swojej drużyny, z każdego jednego zawodnika, który tego dnia stanął na starcie, z siebie również!
I dziękuję. Magdzie Jabłońskiej za to, że mnie zaprosiła do rywalizacji. Że pozwoliła mi być częścią Gdańsk Business Run, że mogłem o swojej pasji najpierw opowiedzieć w Gdańskim Inkubatorze Przedsiębiorczości, że mogłem z moją drużyną stanowić część tej imprezy. Mojej drużynie, za chęci, za walkę, za miło spędzony dzień, za radość i wspólne emocje. Za wsparcie beneficjentów, za zebranie 470 złotych. Dziękuję! Do zobaczenia za rok!
W tekście wykorzystano zdjęcia autorstwa: Agnieszki Kazmierskiej (AK-ska Photo) i Agaty Masiulaniec (Biegowy Świat).