Takie relacje z biegów mógłbym pisać co weekend! Zacznę jednak od początku, od kwietnia 2013 roku. Ważyłem niemal 100 kilogramów i po raz pierwszy założyłem biegowe buty. To miał być dla mnie powrót do aktywności po kilku latach. Nie uwierzyłbym wtedy nikomu, że w jakimkolwiek biegu, w którym wystartuje więcej niż dziesięć osób, stanę na podium. Nie uwierzyłbym wtedy w nic, co ma miejsce teraz. Że będę miał za sobą pięć maratonów, z tego większość poniżej trzech godzin! Że będę biegał dziesięć kilometrów poniżej 40 minut i będzie mi bliżej do granicy 35 minut! Cholera, naprawdę wystarczy tylko chcieć, wyjść ze swojej strefy komfortu i wtedy niemożliwe nie istnieje.
Rok temu w analogicznym czasie byłem w proszku po nieudanym występie w 54. Biegu Westerplatte. Teraz sytuacja obróciła się o 180 stopni. Fakt, ostatnią życiówkę pobiłem w kwietniu, podczas 3. Gdańsk Maratonu. Po drodze zaliczyłem uraz i kilkunastodniową przerwę od biegania. A ostatnie dwa tygodnie zmagam się z przeziębieniem i częściej odpoczywam niż trenuję. Ale to dało efekty. Biegam szybciej, ale najważniejsze jest, że czuję niesamowitą radość z każdego startu, czy treningu. Potrzebowałem widocznie delikatnego odpuszczenia reżimu treningowego, aby trybiki wskoczyły na swoje miejsce i wróciła pasja.
Bieg Czyste Miasto Gdańsk jest dla mnie, niczym występ w Zakopanem dla Adama Małysza. Oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji. Na tej trasie przebiegam 80% sesji treningowych, więc znam doskonale ukształtowanie terenu i wiedziałem, czego się spodziewać. Dlatego już przed startem wiedziałem, że wszystko rozstrzygnie się na ostatnich dwóch kilometrach. Początek to dwa zbiegi, a potem długi i dość płaski odcinek. Potem zaczęły się schody – dwa wymagające podbiegi, na których można było wszystko wygrać, albo przegrać…
Z Tomkiem Bagrowskim. Fot. Rafał Kucharek.
Mi od początku pozostała walka o drugie miejsce. Właściwie po 500 metrach można było w ciemno obstawiać zwycięstwo Kacpra Kąkola. Oczywiście mogłem za nim pogonić, ale w połowie dystansu potrzebowałbym butli z tlenem, więc postanowiłem z drugiego rzędu oglądać jak z każdym krokiem przewaga między liderem, a grupą pościgową się powiększa. Pierwsze cztery kilometry przebiegłem w miłym towarzystwie Tomka Bagrowskiego – doświadczenie we wspólnym bieganiu mamy, bo na treningu organizowanym przez firmę LightBox i Radka Dudycza lwią część z trzydziestu kilometrów pokonaliśmy razem, lecz wtedy nasze tętno nie przekraczało 140 uderzeń serca na minutę. Teraz natomiast na liczniku było 175, a tempo wynosiło około 3:45 min/km.
Po czterech tysiącach metrów przyspieszyłem i z piątego miejsca po chwili przeskoczyłem na drugie. Wraz ze mną było dwóch innych zawodników i myślałem, że właśnie między nami rozegra się taktyczna gra o miejsce za plecami Kacpra. Podbieg zaatakowałem jako pierwszy, tętno podskoczyło do 190 uderzeń serca, i po chwili byłem na górze. Słyszałem za sobą czyjeś kroki, ale się nie oglądałem. Na drugim podbiegu ruszyłem jeszcze mocniej i udało mi się zyskać przewagę. Obejrzałem się na 400 metrów przed metą i bardzo się zdziwiłem, bo kompanów, z którymi pokonałem drugą część dystansu już nie było, a podążał za mną rozpędzony Tomek. Spiąłem poślady, wykrzesałem z siebie resztki sił i wpadłem na metę. Drugi! Oddechu nie mogłem złapać przez dłuższą chwilę, ale mega się cieszyłem! Czas 37:40, dziewięćdziesiąt sekund gorzej od zwycięzcy, więc możecie sobie wyobrazić, co oznaczałoby podjęcie wyzwania rzuconego przez Kacpra ; )
Żona na drugim stopniu podium : ) Fot. Rafał Kucharek.
Oczywiście jak bieg rodzinny, to i musiała mu towarzyszyć rodzinna atmosfera, więc na trasie była jeszcze Agnieszka i tata. Zdążyłem nieco dojść do siebie i liczyłem kobiety… wbiegające na metę. Pierwsza, druga, trzecia, czwarta i Aga! Piąte miejsce, super! Czas 46:56. Tata – 49:27, czwarte miejsce w swojej kategorii wiekowej z dziesięcioma sekundami straty do kolejnego zawodnika… Znowu czwarty, tak jak przed rokiem ;- )
Agnieszka: czas 46:56, 5. wśród kobiet, 2. w kategorii K20,
Adam: czas 37:40, 2. OPEN, 2. w kategorii M20,
Tata: czas 49:27, 70. OPEN, 4. w kategorii M50.
Podsumowując – pod kątem organizacyjnym bieg główny przeprowadzony bardzo sprawnie, świetna koszulka w pakiecie startowym i bardzo ładny medal. Do poprawy nagrody, czyli drodzy państwo, nie dublujemy nagród. Jak ktoś został nagrodzony w OPEN, to w kategorii wiekowej odpuszczamy :- )
Do zobaczenia za rok! :- )
Foto główne: Rafał Kucharek.
9 Comments
Gratuluję raz jeszcze 🙂
Przy okazji 2 pytania:
1. Jak u Ciebie wyglądało tempo na poszczególnych kilometrach?
2. Czy jest gdzieś więcej zdjęć Rafała Kucharka?
Dzięki, dla Ciebie również gratulacje : )
1. 3:36, 51, 44, 52, 53, 47, 47, 57 i ostatni pełny kilometr w 4:08, ostatnie 850 metrów w około 3:35 🙂
2. Póki co tylko to, co pojawiło się na facebooku, czyli 63 zdjęcia na FB: Zakład Utylizacyjny w Gdańsku.
Jak znajdę coś więcej, to Ci prześlę : )
Dopisz jeszcze dlaczego to zrobiłeś “Po czterech tysiącach metrów przyspieszyłem i z piątego miejsca po chwili przeskoczyłem na drugie.”
Tomek, oczywiście tylko i wyłącznie z powodu Twojej podpowiedzi, że niżej niż na drugim miejscu być nie mogę ;- )
Tomek, też jestem ciekaw, czy bardziej ja go zmotywowałem, czy też zrobił to Twój doping 🙂
BTW. u mnie wyszło prawie równe 10 km (0,02 dobiegłem za metą):
3:31, 43, 50, 50, 59, 58, 44, 42, 64, 29
Ciekawa jest ta analiza bo prawe nie widać z tego, że biegliśmy pokaźny kawałek trasy razem 😛
Po przemyśleniu błąd jest u mnie w pierwszym kilometrze, on nie mógł być tak szybki…
Trochę nam się to rozjeżdża 😀 Ale czytający muszą uwierzyć nam na słowo ;- )
Szaleństwo; troszkę biegam ale ile trzeba trenować żeby śmigać 35-37
kolego
Cześć, cześć! Ja zacząłem ponad cztery lata temu w zasadzie od zera, fakt że przed laty kopałem piłkę i pamięć mięśniowa została, ale pierwszy trening zaliczyłem w tempie ponad 7 minut na kilometr. Obecnie jestem na etapie 5 treningów w tygodniu, co daje ponad 200 kilometrów miesięcznie. Czy to dużo? Pewnie dla wielu tak, ale też jest masa ludzi, którzy biegają zdecydowanie więcej ode mnie ; )