Po sierpniowym wypadzie do Karpacza opisałem, jak biegać w tym mieście. A raczej jak ogólnie biegać w mieście, którego nie znasz. Po odwiedzeniu Berlina postanowiłem, że to będzie cykl, który na stałe zagości na moim blogu. W Karpaczu polecałem skorzystać ze stadionu (chyba, że ktoś ma ochotę na górskie harce to oczywiście jest to idealne miejsce do takich eskapad). A co mogę powiedzieć o bieganiu w Berlinie? Jest to wspaniałe miejsce do treningu!
Zacznę od tego, że mieszkaliśmy w samym centrum miasta – kilometr od Bramy Brandenburskiej, czyli tuż obok berlińskiej mekki biegaczy – Tiergarten. Jest to bardzo duży park, w którym możemy zrobić każdy rodzaj treningu – od odcinków krótkich nawet po długie wybieganie. Ale to nie jest jedyne miejsce, w którym warto postawić swoją biegową stopę. Olbrzymim plusem stolicy naszych zachodnich sąsiadów jest zadziwiająco nieduża ilość samochodów na ulicach, co sprawia, że mamy niemal zawsze zielone światło i nawet nie musimy się zatrzymywać. A gdybym miał Wam pomóc i polecić coś szczególnie, to:
Udało nam się zrobić nieco ponad dwadzieścia kilometrów. Raz startowaliśmy o 7:05, a raz o 19:44. Za pierwszym razem po bieganiu zrobiliśmy ponad 20 kilometrów spacerem, a kolejnego trening zostawiliśmy sobie na koniec dnia. I nie wiem, czy lepiej biegać rano, czy wieczorem – tak czy siak byłem umęczony i czułem się jak po długim wybieganiu. Jeśli jesteście nastawieni na zwiedzanie, to proponuję bieganie o poranku – Wy się obudzicie, miasto śpi – pod Bramą Brandendurską, czy Kolumną Zwycięstwa (Siegessäule) nie ma żywej duszy.
Powyżej możecie spojrzeć na to, co nam się udało zwiedzić biegowo – na drugim treningu mijaliśmy Kolumnę Zwycięstwa, Bramę Brandenburską i Reichstag i to wszystko na dystansie dwóch kilometrów ;- )
Z ciekawostek: