Mój trening do Radunka Run

Cztery dni po biegu doszedłem do siebie. Jak widać na zdjęciu wróciłem nawet do treningu. Spokojne osiem kilometrów na bieżni mechanicznej w tempie 5’00” i czterdzieści minut siłowych postawiło mnie na nogi. Co do nóg, to jednak wciąż pamiętają niedzielny wysiłek i pewnie jeszcze kilka najbliższych dni będę musiał poświęcić na regenerację. Ale wynik, a co ważniejsze styl, w jakim udało się ukończyć cały bieg pozwala pozytywnie patrzeć w przyszłość i myśleć o kolejnych startach.

Zanim jednak o przyszłości, to chciałbym napisać o tym, jak przygotowywałem się do Radunka Run. Na warsztat wziąłem ostatnie trzy miesiące, bo właśnie od początku roku ruszyłem z treningiem pod kątem startu w Kolbudach. Druga część grudnia to była euforia po Garmin Ultra Race Trójmiasto, święta i spokojne zabawy z bieganiem.

Rodzinne rozmowy z żoną i wpływ Radka Dombrowskiego (pozdrawiam!) sprawiły, że na początku stycznia kupiliśmy karnety na siłownię, nie po to, żeby je mieć, ale żeby z tego regularnie korzystać. I uważam to za kluczowy element mojego treningu ultra. Do Radunki wykonałem:

  • 59 treningów biegowych (od 1 stycznia do samego biegu),
  • 29 w terenie (asfalt lub las),
  • 30 na bieżni mechanicznej,
  • 30 treningów siłowych (od trzydziestu minut do godziny).

Często łączyłem trening na bieżni mechanicznej z siłownią – w sumie dziewięćdziesiąt minut wysiłku.

Dodatkowo minimum dwa razy w miesiącu korzystałem z masaży Damiana Fijołka (tego samego Damiana, który w RR debiutował na dystansie ultra).

Na dworze nie wariowałem, zdarzało mi się robić szybsze treningi, ale w większości były to jednostki mniej intensywne, dłuższe i w urozmaiconym terenie. Prawdziwą orkę wykonywałem na bieżni – często pokonywałem kilometry w tempie poniżej 4’00”, robiłem BNP, interwały, minutówki – po prostu masakra. Często schodziłem z maszyny z mroczkami przed oczami, a lejący się ze mnie pot poza moją bieżnią obejmował jeszcze dwie obok. Nie odpuszczałem, dawałem sobie ostry wycisk. A po wszystkim często szedłem jeszcze na maszyny i tam pracowałem nad górą.

Nie miałem rozpiski, po prostu podpatrywałem innych bywalców i próbowałem, z czasem zwiększałem ciężar i ilość powtórzeń. Dawało mi to wielką satysfakcję. Dodatkowo po kilku latach samego biegania zobaczyłem efekty treningu siłowego i pierwsze zarysy kaloryfera. To dawało mi jeszcze większego kopa. Dopiero niedawno zacząłem pracować z wolnymi ciężarami. Powoli, systematycznie, małymi krokami. I znowu widzę progres!

Dlatego moim celem na najbliższe miesiące będzie pogodzenie treningu siłowego z biegowym, aby efektywność tego pierwszego dawała postępu w tym drugim, bo wciąż przede wszystkim ustawiam treningi pod postęp biegowy.

Przeczytałem dzisiaj raz jeszcze moją relację z biegu i zapomniałem napisać, że wystartowałem w modelu Adidas Solar Boost, typowym asfaltowym bucie. Z tym wiązały się moje największe obawy, przez kilka dni sprawdzałem prognozy pogody i sprawdzałem, czy czekają nas opady. Nie chcę nawet myśleć o tym, co by było gdyby w nocy z soboty na niedzielę padał deszcz.

Po biegu zapisałem się na kolejne zawody – TriCity Trail 80+. Ponad osiemdziesiąt kilometrów biegu i 1 700 metrów przewyższeń. Może w końcu spotkam to, czego pragnie Tomasz Kaszkur (nie wiem, czy dobre słowo, popraw mnie, jeśli byś inaczej to sformułował), czyli granicę, po której mój organizm powie dość, że więcej nie chce i dobrze by było trochę przejść, albo nawet więcej niż trochę. Żona, chyba w przypływie dumy, a może również euforii, nie powiedziała nawet słowa, a jeśli nie powiedziała, to widocznie jest pewna, że dam radę i to już jest mój pierwszy krok w kierunku sukcesu.


Jeszcze jedna ciekawostka związana z Radunka Run, ale także z moim pierwszym maratonem:

W sierpniu 2014 roku przebiegłem 42,195 km w czasie 3:52:50. Średnie tempo: 5’31”. Teren płaski.

W marcu 2019 roku przebiegłem 48,8 km w czasie 3:49:24. Średnie tempo: 4’42”. Teren urozmaicony (600 metrów przewyższeń).

Powiem Wam tak: praca, praca, praca i jeszcze więcej pracy. To jest przepis na sukces!

2 Comments

  1. Tomek pisze:

    Nie nie, źle to napisałeś. Chodzi nie o to, abyś dotarł do granicy, gdzie będziesz musiał się przejść, ale abyś dotarł do tej kolejnej – tej za którą znów będziesz chciał biec na full. Niestety teraz już wiem, że 80 km to za mało dla Ciebie. Wydaje mi się, że nawet 100 km to za mało. Musisz uderzyć w 150 km. No chyba się mylę i będziesz całe 150 truchtał szczęśliwy jak Gorczyca

  2. CZARNY pisze:

    Do tego co napisałeś,jeżeli chcemy odnieść sukces to bez pracy to sobie można nie powiem co…..
    Łączenie jednostek siłownia interwały teren:widać to się opłaca;
    Brać tylko przykład;
    80km to już kawał drogi,z tego co piszesz to raczej będziesz, gotowy co najmniej na 100%,
    Kolega Tomasz zasugerował że będziesz musiał, kawałek iść ”
    To opcja z której się korzysta w ultra:
    Ciekawe czy Ty z niej skorzystasz na 80km:

Skomentuj Tomek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.