Jest wtorek, szósty dzień października, do startu w Pomerania Trail zostały cztery doby.
Forma jest jaka jest i lepsza nie będzie. Wydaję mi się, że jestem dobrze przygotowany, na pewno będzie moc pod górę, a patrząc na to, co nabiegałem w Toruniu, to i po płaskim i w dół nie powinno być tragedii. Przede mną 63 kilometry i 1 800 metrów w górę. Patrząc na profil trasy, to nie powinno być nudno.
Trasę bym podzielił na trzy odcinki:
W głowie mam dwie myśli:
Ogólnie powinno być dobrze. Szansa na podium jest i trzeba z taką myślą stawić się na starcie. Nie ma co się czarować, że jadę, żeby sobie pobiec i się sprawdzić, na takie bieganie miałem cały rok. Teraz w końcu czas odpalić wrotki na zawodach i dać z siebie 110%. Nic więcej nie mogę powiedzieć, bo okolic Luzina nie znam i wyruszam w nieznane. Liczę na dobrze oznaczoną trasę i że pan Jeliński w końcu się zapisze, co by grono kandydatów do zwycięstwa/podium się powiększyło.
*
Ach, co to był za piękny weekend w świecie sportu:
Gratuluję wszystkim, chociaż pewnie osobiście odpisze mi “tylko” Tomek : )
*
Za mną totalnie lajtowy tydzień w interwale – dzień treningowy / dzień biegowy. W ten sposób “uzbierałem” 61 kilometrów, czyli tyle, ile zakładałem.
Jeszcze jutro lajtowy trening i ładowanie akumulatorów przed biegiem. Trzymajcie kciuki!
Zdrowia!