Debiut w parkrunie za nami. O tej imprezie pisałem już wcześniej. Pisali też inni. Więc może bez jakiegoś większego wstępu zapraszam Was na moje wnioski z inauguracji parkrun Gdańsk-Południe.
- Pięć kilometrów to dystans, na którym można się zmęczyć.
- Jeśli biegnie się szybko, na granicy swoich możliwości.
- Moja żona jest lepsza ode mnie, bo była trzecia w rywalizacji kobiet.
- Ja piąty. W klasyfikacji generalnej.
- Po dwóch kilometrach wiedziałem, że będę piąty.
- Chociaż liczyłem na to, że dwóch zawodników spuchnie i skończę na pudle.
- Ale w to nie wierzyłem.
- Pierwsze dwa kilometry przebiegłem poniżej 3:30 min/km (3:22 i 3:27).
- Kolejne trzy już wolniej, dużo wolniej.
- W oficjalnych wynikach koło mojego nazwiska pojawia się czas 17:43
- Tak naprawdę wykręciłem 18:16 (średnie tempo 3:39 min/km).
- To i tak szybciej niż planowałem – 18:30.
- Parkrun jest świetną imprezą.
- Mimo iż start jest o 9:00, to mogę wyjść z domu o 8:45.
- Myślałem, że będzie kameralnie, maksymalnie 100 osób.
- Było prawie 250!
- Mimo wszystko nie było tłoku i można było się rozpędzić.
- Trasa nowego parkrunu jest przepiękna.
- I nie piszę dlatego, że biegam tam kilka razy w tygodniu, od ponad trzech lat.
- Planuję kolejne starty w cyklu Parkrun.
- I już wiem, że będę miał obsesję, aby faktycznie pobiec poniżej 18 minut.
- I zmieścić się w pierwszej trójce. A najlepiej wygrać.
- Gratuluję organizatorom. I dziękuję.
Zdjęcie główne: Paweł Marcinko.