Żebym nie był taką leniwą foką, to bym wyszedł o siódmej pobiegać z żoną. Ale dzisiaj przyciąganie w łóżku było niezwykle silne. I zanim w ogóle zdążyłem wstać, to Aga już była gotowa do startu. W tym momencie w mojej głowie urodził się plan, żeby w trening wpleść start w ostatnim tegorocznym parkrunie. Ubrałem się, o 8:32 wyruszyłem z domu i wiedziałem, że chce się zmęczyć.
- Pierwszą, treningową piątkę przebiegłem w średnim tempie 4:02 km/min.
- Po pięciu minutach spaceru stałem gotowy do startu w parkrunie.
- Pomyślałem, że najlepiej będzie już na pierwszym kilometrze rozstrzygnąć bieg, więc ruszyłem z rozmachem.
- Pierwszy tysiąc w 3:31 min/km, rywale za mną, myślałem, że jest po sprawie.
- Mimo wszystko co jakiś czas się obracałem, żeby sprawdzić, czy przewaga jest bezpieczna.
- Nie była.
- Łukasz, który biegł za mną włączył chyba dziesiąty bieg i musiałem jeszcze przyspieszyć.
- Ostatnie 200 metrów biegłem ze średnią prędkością 3:07 min/km! Ogień.
- Na szczęście udało mi się utrzymać kilka metrów przewagi.
- Ostatecznie ukończyłem bieg w czasie 18:47 min, czyli o minutę szybciej niż cztery tygodnie temu.
- A Łukasz był cztery sekundy za mną i zrobił życiówkę. Gratuluję ;- )
- Na mecie rozdałem trochę tokenów, ale zrobiło mi się zimno…
- Więc nie doczekałem do ostatniego zawodnika.
- A chciałem jeszcze osobiście złożyć życzenia Tomkowi z bloga Run Around The Lake.
- Trening zakończyłem dwukilometrową przebieżką do domu i w sumie wyszło mi nieco ponad 12 kilometrów.
- Szczęśliwego Nowego Roku – nie tylko dla Tomka, nie tylko dla parkrunerów, dla wszystkich!
- Do zobaczenia w 2017!