Gdy w piątek wieczorem zaproponowałem piwko, to moja żona powiedziała: – To nie biegniemy jutro w parkrunie? Jak szedłem do sklepu po kolejne, to sam zacząłem się nad tym zastanawiać, bo jak jeszcze samo bieganie po piwku, czy dwóch na drugi dzień, to fajny sposób na regenerację, to jednak ściganie się z innymi, to pomysł średni. Mimo wszystko zdecydowaliśmy się na start i to się opłaciło.
- Wygraliśmy!
- Agnieszka klasyfikację kobiet, a ja cały bieg.
- Mimo wszystko nie polecam kończyć piwka na dziewięć godzin przed startem.
- Z czasów jesteśmy średnio zadowoleni, bo…
- Do rekordów życiowych zabrakło nam sporo ponad minutę.
- A ja najszybszy kilometr zrobiłem w 3:38 min.
- Choć tydzień temu średnio “leciałem” w 3:33 min/km.
- Ale zwycięstwo, to zwycięstwo. Nikt mnie nie gonił, to nie musiałem się aż tak spinać i dlatego…
- Rozumiem Mo Farah.
- W zawodowym bieganiu chodzi o medale i tytuły, więc…
- Po co Brytyjczyk ma biegać szybciej, jak do zwycięstw wystarczają mu czasy, które osiąga?
- Znowu w tygodniu się obijałem.
- Chociaż w czwartek ostatnie 5 km pobiegłem w 21 minut, a nawet tego nie czułem.
- Znowu biegłem w skarpetach kompresyjnych.
- Jak wracaliśmy do domu, to je opuściłem i złapał mnie skurcz!
- Serio. Aż się żona ze mnie zaczęła śmiać.
- Frekwencja wzrosła. 116 osób na starcie!
- Ale za tydzień nas nie będzie : (
Foto główne: Olga Sawicka.