Parkrun Gdańsk-Południe #98, czyli nie ma jak to dobry negative split

Nie miałem wczoraj  w planach  startu w parkrunie. Nawet dzisiaj rano, jak się przebudziłem, to niespecjalnie o tym myślałem. Jednak byłem tak głodny, że musiałem zjeść śniadanie, a było już po siódmej, więc musiałem poczekać, żeby mi się wszystko ułożyło i za piętnaście dziewiąta powiedziałem do żony: – Dobra, lecę na parkrun, będę w domu koło 9:30.

Po dwóch kilometrach rozgrzewki przywitałem się grzecznie z koordynatorami, którzy byli zdziwieni moją obecnością (jak zawsze). Potruchtałem sobie jeszcze trochę w kierunku startu, chciałem pogadać z Tomkiem Kaszkurem, ale widocznie Waldek Miś jest lepszym partnerem do rozmowy ode mnie. Chwilę dla mnie znalazł za to Radek Dudycz, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Chwilę po dziewiątej wystartowaliśmy. I tutaj kolejne zdziwienie, tym razem moją postawą. Nie ukrywam, że po 41-kilometrowej wycieczce przed dwoma dniami miałem trochę nabite nogi, dodatkowo temperatura podskoczyła już pewnie w okolice trzydziestu stopni, więc nie miałem wielkiej ochoty na zabójcze tempo od samego początku. Puściłem więc przed siebie kilka osób, chwilę pogadałem z Michałem, gdańskim Gonciarzem, który znowu biegł z kamerą i byłem na szóstej, może siódmej pozycji i tak minął pierwszy kilometr, który zamknąłem nieco poniżej czterech minut. Na drugim kilometrze przyspieszyłem, ale nieznacznie, co jednak pozwoliło mi się przesunąć w klasyfikacji, a pod koniec trzeciego tysiąca wysunąłem się na prowadzenie i na niewielkim podbiegu na drugi zbiornik podkręciłem tempo i postanowiłem się trochę zmęczyć.

Za mną nie było nikogo, słońce paliło, ale chciałem jeszcze przyspieszyć, żeby jak najwięcej urwać z wyniku poniżej dziewiętnastu minut. Ostatnie dwa kilometry to już było mocne bieganie – 3’36” i 3’25”. Jeszcze Radek Dudycz mnie zmobilizował, żeby nie odpuszczać i na metę wpadłem po 18 minutach i 39 sekundach.

Oceniam to bardzo pozytywnie, bo pięć tygodni temu na tej trasie od początku ruszyłem mocno, z myślą o jak najlepszym wyniku. Dzisiaj pierwsze trzy kilometry to był fun, a dopiero na ostatnich dwóch poważne ściganie, a jednak czas był “zaledwie” o 38 sekund gorszy. I przy okazji wyszedł mi bardzo fajny negative split, tak właśnie powinienem biegać.

2 Comments

  1. Tomasz K. pisze:

    Bardzo ładny bieg Adam! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.