15 sierpnia na biegowej mapie Trójmiasta to od wielu, wielu lat Maraton Solidarności. W tym roku odbyła się już 23. edycja tej imprezy. Imprezy świetnej, dla mnie wyjątkowej, bo właśnie w tym biegu debiutowałem na dystansie maratońskim. Na pewno nie zapomnę tego biegu do końca życia, nie tylko dlatego, że od trzydziestego kilometra walczyłem o dotarcie do mety, ale przede wszystkim dlatego, że tutaj poznałem wyjątkowy smak królewskiego dystansu i w przyszłości na pewno będę chciał wyrównać rachunki z biegiem, który mnie przeżuł, wypluł i strawił.
Widzę w tym biegu ogromny potencjał. Choć sierpień nie jest idealnym miesiącem do biegania maratonu. Przekonałem się o tym. Chociaż przede wszystkim o moim niepowodzeniu zdecydowało po prostu fatalne przygotowanie. Nie mam co do tego wątpliwości. Nie byłem przygotowany do maratonu. I czy to byłby kwiecień, czy wrzesień (czyli zdecydowanie bardziej maratońskie terminy), to skończyłbym równie kiepsko. Mogę gdybać, czy kryzys by mnie spotkał kilometr, trzy, czy pięć później, ale na pewno by tak było. Po prostu za mało kilometrów, za dużo wiary w siebie, ale chociaż raz na zawsze się nauczyłem, że do maratonu “swoje trzeba wybiegać”.
Ale nie o tym chciałem dzisiaj “mówić”. Zacznę od potencjału. Bo samo to, że w nazwie biegu widnieje słowo “Solidarność” już jest tym, co wielu przyciągnie na start. Ten bieg to kawał historii i z całym szacunkiem dla drugiego maratonu rozgrywanego już tylko na ulicach Gdańska, ale z tym konkurować się nie da. Bo “Solidarność” to wolność i pewnie ludzie, którzy w latach 80-tych mieli więcej niż kilka lat mogą coś o tym więcej powiedzieć. Dlatego to jest bieg ważny, bieg kultowy, bieg wyjątkowy. I nie tylko dla gdańszczan, Polaków, ale dla całego świata. Rok rocznie tysiące ludzi odwiedza Gdańsk, poznaje jego historię, a to miasto jest nią naznaczone. I jest wiele miejsc o tym przypominających, między innymi Europejskie Centrum Solidarności, które również biegowym krokiem mogą poznać maratończycy.
Wakacyjny termin biegu na start powinien sprowadzić wielu zawodników z zagranicy i tak jest (14% zgłoszonych do tegorocznej edycji, to cudzoziemcy), ale może być ich jeszcze więcej. Wystarczy tylko uruchomić stronę internetową w języku angielskim i niemieckim, bo tego brakuje. Tak samo jak oficjalnej strony na facebooku, gdzie jest najłatwiej o reklamę biegu. Jest nieoficjalny fanpage, a powinien być taki z prawdziwego zdarzenia – prowadzony przez organizatorów, oczywiście w języku polskim, ale z każdą informacją tłumaczoną na język angielski! Przypuszczam, że brak reklamy powoduje, że kilka-kilkanaście osób przebywających turystycznie w Gdańsku nic nie wie na temat biegu, a z chęcią by połączyło wypoczynek ze startem w tak wyjątkowej imprezie.
Ba! Poszedłbym krok dalej i pomyślał, czy możliwe jest połączenie maratonu z półmaratonem! Dlaczego? Wiele osób decyduje się na start w maratonie we wrześniu – prawdopodobieństwo bardziej łaskawej pogody jest większe, co oznacza, że łatwiej o życiówkę, czy wynik satysfakcjonujący. Półmaraton byłby świetnym przetarciem dla zawodników, którzy planują w ciągu kilku następnych tygodni walkę na królewskim dystansie. Nie wszyscy w sierpniowym upale są gotowi na pełen dystans, jestem niemal przekonany, że gdyby półmaraton był imprezą towarzyszącą, to na trasie pojawiłyby się tysiące uczestników. I oni oddaliby hołd Ofiarom Grudnia 70. i Poległym Stoczniowcom. Wynik finansowy imprezy byłby jeszcze lepszy, a dodatkowo turystycznie zyskałyby wszystkie trzy miasta uczestniczące w organizacji biegu – Gdynia, Sopot, Gdańsk. Sytuacja, z której wszyscy powinni być zadowoleni. Więc pytanie do organizatorów, czy to jest możliwe? Moim zdaniem przy delikatnej korekcie trasy jak najbardziej, tylko czy strefa mety jest gotowa na tysiące uczestników, czy tylko na kilka setek maratończyków?
Wracając do mojego Maratonu Solidarności. Bez dwóch zdań pojawię się jeszcze na trasie. Mamy pewne porachunki i ja tego tak nie mam zamiaru zostawić ;- )