What’s going on

Plan na ten rok zakładał regularne prowadzenie bloga, ale jak widać różnie z tym bywa. Jednak jeśli mam czas, żeby spędzić w biegu ponad dwadzieścia godzin w miesiącu, to i chociaż powinienem znaleźć godzinę, żeby napisać kilka słów, nawet jeśli niekoniecznie jest o czym. Nie będę Was zanudzał przygotowaniami do kolejnego sezonu, bo nie dzieję się nic nadzwyczajnego. Coroczna zimowa orka polegająca głównie na dostosowywaniu treningu do warunków panujących za oknem. Dzisiaj na przykład po raz pierwszy pomyślałem, że powoli nadchodzi kres szybszego biegania, bo mały opad w połączeniu z minusową temperaturą sprawił, że lepiej wolniej i bezpieczniej. Nie tylko jeśli chodzi o bieganie.

Na zakończenie listopada wyciągnąłem z szafy długie spodnie i zrobiłem dwanaście spokojnych kilometrów, które pozwoliły mi ten miesiąc zamknąć z przyzwoitym wynikiem – 300 kilometrów. A byłoby lepiej, gdyby mnie nie poskładało w pewnym momencie i żebym jednego weekendu w całości nie odpuścił, a odpuścić musiałem. Nie czułem się totalnie na siłach, w kolejnych dniach nie było specjalnie lepiej, chociaż nogi baaaaaaaaardzo chciały.

Analizując ten sezon już po Pomerania Trail (jeśli ktoś nie czytał jeszcze relacji, to zapraszam gorąco) zauważyłem, że nie pobiegłem ani jednej dyszki poniżej czterdziestu minut. Nawet się trochę zdziwiłem, bo przecież tych kilometrów trochę już nastukałem, ale moim maksymalnym szybkościowym osiągnięciem była piąteczka w 17:55 na (nie)parkrunie i to w połowie maja. Więc jak już pojawiła się okazja, czyli zaproszenie od pana Kąkola do udziału w sztafecie ASICS World Ekiden, to postanowiłem odpalić wrotki i zobaczyć, czy nie jestem miękką fają.

Skończyło się wynikiem 37:51. Pierwsza piątka na parkrunie. Na mecie się nie zatrzymałem i biegłem dalej. 90% dystansu z tych dziesięciu kilometrów pokonałem w samotności. Warunki nie były idealne, bo lekki wiatr delikatnie przeszkadzał. Ale mimo wszystko mogę być zadowolony. Przed startem panu Bagińskiemu powiedziałem, że będę ukontentowany z wyniku poniżej 38 minut. Tym oto sposobem ten rezultat został moim najlepszym wynikiem w sezonie.

Po Pomeranii naszła mnie jeszcze myśl, czy by nie wystartować w Garmin Ultra Race. Mam dobre wspomnienia, bo trzy lata temu byłem… trzeci, ale szybko mi przeszło. Roztrenowanie, przeziębienie numer jeden, przeziębienie numer dwa i dupa blada. Nie chcę startować na zaliczenie i się męczyć, że nie mogę walczyć o TOP3. Jeśli mi się będzie chciało to pojawię się po prostu na trasie jako turysta.

Myślę, że podsumowanie sezonu sobie zostawię na kolejny wpis, ale może zapowiem, gdzie chciałbym pojawić się w przyszłym roku:

  • TUT42 – jestem zapisany, będzie to mój debiut w tej imprezie (shame!) i liczę na dobry wynik,
  • Gdańsk Maraton – od dwóch lat czekam na ten start, ale jeszcze nie mam na to planu…, nie wiem, czy potraktować to jako element przygotowań do sezonu ultra, czy pobiec na maksa, czy przepisać się na sztafetę, czy po prostu sobie odpuścić…,
  • Wings For Life – jestem zapisany, jaram się tym biegiem od lat,
  • Bieg Rzeźnika – umieszczam go tutaj, bo mnie usilnie Andrzej namawia, ale ja bym wolał następny punkt na tej liście, czyli…
  • 3 Razy Śnieżka – zapiszę się na losowanie, uwielbiam Karkonosze, chciałbym tam być i to przeżyć,
  • TriCity Trail – biegam od lat, w przyszłym roku chyba czas wrócić na trasę 82 km, żeby się trochę rozbiegać przed setką,
  • Ultras Oliwski – Aga w tym roku wygrała, więc nie wyobrażam sobie, żebyśmy za rok nie powalczyli ponownie o obronę miejsc na podium,
  • Pomerania Trail 100 km – na sto metrów nie byłem zbyt dobry, może na sto kilometrów pójdzie mi lepiej : )

Nie zamykam się tylko do tej listy i też nie jestem pewien, czy w każdym z tych biegów wystartuję. Póki co to bardzo, bardzo wstępny plan działania.

A gdyby ktoś tęsknił za mną i moimi wpisami, to częściej bywam na instagramie, a biegowe postępy, czasami okraszone zdjęciami, pojawiają się na stravie 🙂

Zdrówka!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.