Pierwszy raz aktywnie uczestniczyłem w biegu nie jako zawodnik, lecz jako kibic i fotograf. I dopiero zobaczyłem rzeczy, o których do tej pory nie miałem wyobrażenia. Stojąc z boku, obserwując rywalizację mogłem z innej perspektywy spojrzeć nie tylko na biegaczy, lecz również na ich rodziny, kibiców, i na to jak sobie z tym radzi miasto i jaką cierpliwością wykazują się mieszkańcy poruszający się komunikacją miejską i kierowcy samochodów.
XXII Maraton Solidarności – impreza, w której na pewno mogłem wystartować, ale w której startować nie chciałem. Obiecałem sobie, że kiedyś wrócę na trasę tego biegu, ale nie po to, by walczyć o przetrwanie, lecz osiągnąć wynik, który da mi satysfakcję. Na chwilę obecną na taką walkę przygotowany nie byłem, dlatego wolałem odpuścić i sprawdzić się w innej roli. Z zazdrością jednak spoglądałem na zawodników pokonujących kolejne kilometry, a przede wszystkich wbiegających na malowniczą metę na ulicy Długiej. Tego PZU Gdańsk Maraton miał nigdy nie będzie – tak fenomenalnych ostatnich kilkuset metrów wśród tłumów turystów, rodzin, przyjaciół i kompletnie obcych ludzi gorąco zagrzewających do walki każdego uczestnika. Teraz zajmę się tym, co mnie jako uczestnika zawsze omija, czyli do otoczki okołobiegowej.
Przynajmniej oglądanie tego. Strasznie to męczy. Przetrwałem tylko dlatego, że miałem z kim pogadać i towarzyszył mi aparat. Dlatego, drodzy biegacze, doceniajcie Waszych bliskich, którzy Wam towarzyszą na trasie i czekają na Was na mecie. Dla Was to święto, spełnienie marzeń, pokonywanie własnych słabości, ale dla Waszych rodzin już niekoniecznie. Oni też są bohaterami. To często biegacie dla nich, im dedykujecie kolejne sukcesy. I naprawdę teraz wiem, że każdy mój maraton jest dla mojej żony męczarnią. W sobotę zrozumiałem, co musiała czuć w Toruniu, czekając na mnie na mecie i to nie w dwudziestostopniowym słoneczku, lecz w opatulona w szal, w ciepłej kurtce, w temperaturze około zera stopni, śledząc wyniki na telefonie. Doceniam to jej poświęcenie. Ale cieszę się i wierzę w to, że kiedyś będę mógł jej się zrewanżować.
Jeśli wydaję się Wam, że fotograf ma klawe życie, to się srogo mylicie. Musi być mobilny, skoncentrowany i przede wszystkim posiadać umiejętności, których ja nie mam. To, że miałem ze sobą aparat nie zrobiło ze mnie fotografa. Zrobiłem ponad trzysta zdjęć, sto wyrzuciłem ze względu na ich marną jakość, a pozostałe dwieście jeszcze musiałem przejrzeć i obrobić. Zrobiłem to szybko, bo wiem, że każdy biegacz czeka na fotorelację, żeby mieć pamiątkę z imprezy. Ale nie chciałbym się przebranżowić. Zostawię to zajęcie tym, którzy to potrafią. Widziałem świetne fotki autorstwa Mateusza Skuzy, czy Pawła Marcinko. Panowie, brawa dla Was, to nie pierwszy raz kiedy robicie świetną robotę.
Przynajmniej ten, który wygrał. Wpadł na metę, napił się, udzielił kilku wywiadów i po wszystkim porozmawiał z kibicami oraz cierpliwie pozował do zdjęć. Nawet jak ktoś wylał mu wodę, to nie robił afery, a się uśmiechał i powiedział “no problem”. Sprawiał wrażenie dumnego ze swojego osiągnięcia i bardzo się cieszył. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałem, ale było widać, że ten gość kocha rywalizację, kocha bieganie i uwielbia ludzi. Cieszę się, że miałem okazję to zobaczyć.
Każdy walczył o jak najlepszy wynik, ale z klasą. Nie przeszkadzając rywalowi. Widziałem wręcz współpracę, zachęcanie siebie nawzajem do wykrzesania jeszcze więcej. A największe wrażenie zrobili na mnie panowie Ryszard Mitoś i Piotr Silkin (nie było trudno znaleźć nazwisk), biegacze w wieku emerytalnym, którzy kilka metrów przed metą się objęli i razem wpadli na metę. Było to niesamowicie piękne i wzruszające, przynajmniej dla mnie.
Plują, charczą, smarkają, tupią, pocą się, no i przede wszystkim blokują ruch. A mimo wszystko strasznie chciałem robić te wszystkie okropne rzeczy z nimi wszystkimi :- )
Natomiast kierowcy samochodów już nie tak bardzo. Ale to pewnie żadne zaskoczenie. Mimo wszystko nie doszło do rękoczynów (przynajmniej ja nic nie widziałem) i muszę podpowiedzieć organizatorom, aby w przyszłym roku nieco zwiększyli środki na reklamę, bo na pewno duża ilość ludzi nie miała pojęcia, że właśnie tego dnia w Trójmieście odbywa się maraton.