Z czym na ultra, panie?

Miałem ten tekst zatytułować “Niezbędnik ultrasa”, ale jako, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, to postanowiłem w nieco inne tony uderzyć i chociaż z humorem podejść do tematu. Bo jednak treść jest poważna. I od doboru odpowiedniego sprzętu i wyposażenia może zależeć wasze bezpieczeństwo. Okej, wiadomo, że przecież to się zdarza wszystkim, tylko nie mi! Ale w końcu, trzeba być przygotowanym na różne wypadki – od skręcenia nogi, przez atak stada dzików po najzwyklejsze problemy żołądkowe, czy mięśniowe, które uniemożliwią w końcu bieg.

Być może opis tego, na jaki sprzęt się zdecydowałem komuś pomoże w przygotowaniach do pierwszego lub też kolejnego biegu ultra.

Fot. Piotr Oleszak.

Fot. Piotr Oleszak.

Tak się złożyło, że mam świetne zdjęcie (autor: Piotr Oleszak), na którym widać pełne wyposażenie, więc… zacznijmy od tego, co rzuca się na pierwszy rzut oka : )

1. Buty. Mizuno Wave Hayate 3. W końcu kupiłem buty na trail. Od dawna robię kilka treningów w miesiącu w lesie, a mimo wszystko wciąż biegałem w tym, w czym akurat trenowałem na asfalcie. Zdecydowałem się na model Hayate 3, ponieważ… nic tańszego nie mieli w Sklepie Biegowym. To, że były wygodne było dodatkowym atutem. Zastanawiałem się nad Speedcrossami, ale po przymierzeniu, przeanalizowaniu jak się do tego lasu dostaję, albo jaki mam dobieg na prawdziwie leśną przygodę, zrezygnowałem. No i Tomek Korpalski, najlepszy ultras, jakiego poznałem osobiście, napisał mi, żebym wybrał coś innego. Buty trailowe na trasie może nie były absolutnie niezbędne, ale na pewno nie przeszkadzały. Było sporo podejść, na których pomagały, było sporo zbiegów, na których czułem się pewnie. No i okazało się, że to terenowa startówka, więc coś w sam raz dla mnie. Na płaskim można było naprawdę się rozpędzić. Jestem bardzo zadowolony z tego zakupu. Ciekawi mnie tylko, jak się sprawdzą na bardziej wymagającej trasie.

2. Skarpety. Kalenji Kiprun Strap. Jedyne, co w tym przypadku było dla mnie ważne, to żeby były powyżej kostki, bo ja z tych, co się po kostkach lubią kopać.

3. Opaski kompresyjne. Compressport R2V2. Kupione w kwietniu, przed maratonem. W zasadzie wszystko, co dłuższe biegam w kompresji. Nie wiem, czy dlatego, że faktycznie pomaga, czy to już po prostu kwestia psychiki. Pobiegłem z kompresją pięć z sześciu maratonów (te lepsze pięć) i za każdym razem się sprawdziła. Teraz było podobnie. Nie czułem specjalnego zmęczenia mięśniowego. Dodatkowo od Oli Grabias słyszałem, że czołówka zbiera kleszcze. A że w tej szeroko rozumianej czołówce planowałem się znaleźć, to zawsze to kilkadziesiąt centymetrów antykleszczowej ochrony więcej.

4. Spodenki. Kalenji Baggy Kiprun. Superlekkie, superwygodne z dziurą w zasuwanej kieszeni. Miałbym fajną opcję, żeby mieć pod ręką jednego batona więcej, ale jak się wrzuca tam klucze, to… całe szczęście, że po jednym z treningów miałem jak wejść do domu. Tak naprawdę na trasie się sprawdzą każde spodenki, czy też getry. Ja od dłuższego czasu wybieram pierwszą opcję.

5. Koszulka. Craft. Wybrałem koszulkę otrzymaną w pakiecie startowym w Biegu Czyste Miasto Gdańsk, bo… pasowała mi kolorystycznie do całej reszty. Ciemne buty, biała kompresja, czarne spodenki, to i góra musiała być biała. Na dodatek od dawna uważam, że koszulki Craft są jednymi z najlepszych, jakie do tej pory trafiały mi się w pakietach startowych. Zawsze dobrze leżą i są naprawdę wygodne. Szkoda, że podczas imprez organizowanych przez Gdański Ośrodek Sportu zmienił się partner techniczny.

6. Zegarek. Polar V800. Wrzuciłem tracka i liczyłem na to, że jak nie zauważę oznaczenia trasy, to mi pomoże. Raz się przydał. Biegamy razem od ponad roku i wciąż jest świetny. Pełna recenzja w tym miejscu.

7. Kamizelka. Camelbak Ultra Pro Vest. To było dla mnie największe wyzwanie. Z plecakiem biegałem kilka razy, teraz zdecydowałem się na kamizelkę i zamówiłem ją w rozmiarze L. Akurat się tak idealnie łapię między eMkę, a eLkę. Sam nie wiem, który rozmiar byłby lepszy. Zdecydowałem się na większy i na kilka dni dorobiłem się malinki. Po prostu się obtarłem. Mimo wszystko biegło mi się z nią bardzo dobrze (a im mniej miałem we flaskach, tym lepiej). Szczególnie zadowolony jestem właśnie z soft flasków (w zestawie dwie sztuki po pół litra), które sprawnie można wyciągnąć i schować, a przede wszystkim dają pełną kontrolę nad zapasami płynów. W samej kamizelce za dużo miejsca nie ma, ale wyposażenie obowiązkowe (mapa, folia, telefon), kilka batonów i żeli się zmieściło. Do teraz się zastanawiam, czy mniejsza kamizelka nie byłaby lepszym rozwiązaniem. Zobaczymy, może po prostu wystarczy posiedzieć trochę na siłowni.

Z wyposażenia dodatkowego, które albo mieć musiałem (wymagania organizatora) albo uważałem, że może mi się przydać : )

8. Telefon. To chyba nie wymaga komentarza? W kamizelce znalazło się dla niego miejsce na szelkach. Nawet przez moment biegło mi się na tyle swobodnie, że pomyślałem o telefonie do żony. Ale to by wywołało taki ciąg wydarzeń: dzwoni -> na pewno coś mu się stało -> panika. A że nie wiedziałem, czy przypadkiem Aga nie prowadzi samochodu, to zrezygnowałem z informowania jej o moich postępach na trasie.

9. Folia NRC. Kupiona dzień wcześniej w Decathlonie. Zajmuje tyle miejsca, co trzy żele. Na szczęście nie była mi potrzebna, ale na wszelki wypadek zapoznałem się z instrukcją użytkowania.

10. Mapa. Miałem ze sobą, ale gdybym musiał się zlokalizować, to najpewniej skorzystałbym z telefonu. Mimo wszystko dzień przed startem (tak, wiem, strasznie wcześnie) się dokładnie zapoznałem z trasą, a szczególnie z jej profilem.

11. Jedzenie. Żele Squezzy. Batony Aptonia. Zacząłem od batonów, pierwszy po niecałej godzinie, drugi czterdzieści pięć minut później. Potem się przerzuciłem na żele, bo miałem pod ręką i nie chciałem ściągać kamizelki. Inaczej bym przeleciał cały bieg na batonach. Są rewelacyjne. Nie byłem do nich przekonany, a są super alternatywą dla żeli, które ostatnie, delikatnie mówiąc, mi nie wchodzą. Chociaż tym razem odbyło się bez rewolucji.

To wyposażenie ze sobą miałem i na 48-kilometrowej trasie było to minimum, które każdy z nas powinien posiadać. Pogoda była dość pewna i nie było potrzeby zabierania ze sobą kolejnej warstwy do plecaka, ale w innym przypadku pomyślałbym o jakiejś lekkiej kurtce. Przed zawodami musiałem kupić tak naprawdę “tylko” plecak / kamizelkę, folię i jedzenie. W sumie wyniosło mnie to poniżej 300 złotych (270 + 10 + 15). Moją fanaberią był zakup butów, ale z drugiej strony w końcu i tak bym musiał je kupić. Mimo wszystko na potrzeby tekstu mogę je doliczyć do wydatków, daję mi to w sumie 600 złotych. Można było te koszty obniżyć (dwa razy tańszy plecak możecie kupić w Decathlonie), ale z drugiej strony nie są to jednorazowe zakupy i mam nadzieję, że zarówno kamizelka i buty posłużą mi przez kilka lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.