Został mi jeden trening do UKP. Nic ciekawego, powiedziałbym, że luźny rozruch w pierwszym zakresie, więc plan na środę wygląda tak: trening, praca i odbiór pakietu startowego. Zwykły dzień z życia biegacza. Potem dwa dni oczekiwania (ładowania węglowodanów), start w sobotę i świętowanie piątego ukończonego dystansu maratońskiego (lub ultra) na przestrzeni dziesięciu miesięcy i hejo. Wygląda to sympatycznie. Tak naprawdę nie mogę się już doczekać.
Początek tekstu tak elegancko zahacza o moje starty w ostatnich miesiącach, że aż grzechem byłoby nie rozwinąć tematu. Nie chcę mi się szukać, ale przypuszczam, że gdzieś na blogu pisałem, że jeden maraton w roku mi wystarczy. Tymczasem mam przed sobą piąty taki bieg:
Ciekawe jest to, jak zmieniła się moja optyka i nie widzę problemu w częstym bieganiu takich dystansów i za każdym razem robię to na 100%. Z drugiej strony patrząc na te biegi, to powinienem na chwilę zaciągnąć hamulec i chwilę odpocząć. I właśnie to zrobię po UKP.
Chociaż wczoraj też złapałem się na tym, że uważam, że mógłbym przecież skorzystać z wypracowanej formy i jeszcze w kilku biegach wystartować. Wygrywa jednak racjonalizm i mówię STOP. Na chwilę. Ale jeszcze tej jesieni powalczę o jakiś sensowny wynik.
Jak już jesteśmy przy sensownych wynikach, to czuję mega dumę oglądając zmagania naszych koszykarzy na MŚ. Piękna sprawa. Drużyna, w której nie ma pół koszykarza z umiejętnościami na NBA (chociaż może, gdyby Mateusz Ponitka był kilka lat młodszy?) robi furorę i powinna być inspiracją dla nas, biegaczy. Panowie w power rankingu FIBA przed turniejem byli klasyfikowani na 14. miejscu, a zameldowali się w ćwierćfinale i w meczu z Hiszpanią długimi momentami byli równorzędnym partnerem dla naszpikowanej gwiazdami reprezentacji “La Roja”. Dlatego, głowy do góry i walczymy na UKP, biegu Westerplatte, czy w innych imprezach. Nie o dotarcie do mety, a nowe życióweczki, czy miejsca na podium!
W ramach motywacji przemowa Mike’a Taylora:
Foto główne: Agata Masiulaniec.