Nuda w biegowej blogosferze skłania mnie do kolejnego tekstu. W zasadzie ciekawego nie dzieje się nic – trenuję. Powoli, systematycznie, siłownia, bieganie. I fajnie. W ostatnim czasie mam wrażenie, że zdecydowanie więcej przyjemności mam z ćwiczeń siłowych, przede wszystkim z każdym tygodniem jestem w stanie wycisnąć z siebie więcej (chyba już to mówiłem?) i już jestem w stanie cały, godzinny trening przeprowadzić bez udziału maszyn, co mnie bardzo cieszy.
Ostatnio zdążyłem się też pochwalić, że w ciągu jednego tygodnia przebiegłem dwie dyszki poniżej czterdziestu minut.
I najpierw Tomek Kaszkur mi napisał, że było z górki (to prawda, było), a potem Marcin Chabowski na instagramie wybił mi takie harce z głowy:
Marcin się zna na rzeczy, więc się nie będę spierał, ale prawda jest taka, że czułem się rewelacyjnie i nie widziałem przeszkód, żeby się lekko pogonić.
W sierpniu pobiłem swój tegoroczny rekord objętości – 325 kilometrów. Złożyła się na to jedna trzydziestka, cztery dwudziestki i pozostałe osiemnaście treningów biegowych, na których zaliczyłem od pięciu do siedemnastu kilometrów, w tym parkrunowy rekord – 17:38. Dodatkowo jedenaście treningów na siłowni, a tam dużo pracy nad mięśniami brzucha (brzuszków nie robię, jakby ktoś pytał), przysiady ze sztangą i klata, plecy, barki. Przyznam się też, że na siłowni staram się poprawić swój biegowy krok, pilnuję się na tej znienawidzonej przez wielu bieżni mechanicznej, żeby chociaż trochę zbliżyć się do tego, co chociażby prezentuje Antek Grabowski, który pod tym względem jest pozytywnym freakiem.
Zakupiłem nowy numer “Ultra” – jeszcze całego nie przeczytałem, ale jakoś szczególnie nie wyrywa z butów. Zdecydowanie przyjemniej zajrzeć na Run Around The Lake, czy do Porannego Biegacza. Nie wiem, czy to kwestia sezonu ogórkowego, czy po prostu wyczerpały się tematy, bo zdecydowanie łatwiej znaleźć coś, co miało być śmieszne (nie będę wskazywał na konkretne teksty, ale nawet na kilku biegowych fanpage’ach na FB ostatnio wpadło trochę “śmiesznych” publikacji), niż konkretny, ciekawy materiał, który wbija w fotel i pozwala na chwilę zadumy nad swoją formą.
Zapisałem się też na Nocną Dychę, co oznacza, że zwolniło się miejsce na pacemakera na 1:25 na półmaratonie. Możliwe, że organizatorzy będą szukali kogoś do poprowadzenia na ten czas, więc bądźcie czujni. Ja liczę na to, że powalczę o sensowny wynik. Absolutne minimum to 36:51 (mój PB to 36:52).
Żeby nie było, że spoglądam tylko na naszą trójmiejską blogosferę, to z ciekawością śledzę postępy pana Marcin Dulnika. W lipcu 408 kilometrów na liczniku, w sierpniu 426. Cel: maraton w Valencii. Wygląda ciekawie, trzymam kciuki!
10 dni do Ultramaratonu Kaszubska Poniewierka.
10 dni do 57. Biegu Westerplatte.
Jestem ciekawy, jak Wasze plany? Co wybieracie i jakie macie cele?
U mnie bez zmian. Wciąż chcę wygrać UKP 50 kilometrów. Miałem sprawdzić z kim mi przyjdzie się ścigać. Jeszcze tego nie zrobiłem, zostawię sobie to na… piątek? Chyba, że ktoś już taką analizę ma za sobą, to niech da znać.
Zdrówka!
PS. No i zdobyliśmy Śnieżkę. Biegiem. Fajna sprawa. A małżonka dorobiła się nowego pseudonimu – stalowa sarna. Ale o tym może innym razem ;- )
3 Comments
Co do kosztu szybkiego biegania na treningach to może inaczej wygląda to już na pewnym poziomie wtajemniczenia (dla mnie tempo konwersacyjne to 5:30), ale według mnie jeżeli nawet mamy na dany dzień jakieś założenie, plan itd. ale jeżeli czujemy że to jest ten dzień ta chwila kiedy noga podaje, a płuca pompują że aż miło to nie pozostaje nic innego jak zapomnieć o wszelkich planach i cieszyć się tą właśnie chwilą na biegowej fazie.
Co do planów to jesień trzeba skończyć mocno, najpierw Poniewierka 50 (może zbijemy piątke na starcie, bo na pewno nie na trasie ; ) – start z teściem więc założenia czysto chilloutowe, foteczki, rozmowy, rozkoszowanie się bufetami itd. Następnie Pomerania Ultra Trail 40 km – debiutancka impreza w Luzinie, a że w Luzinie atmosfera, organizacja i żarełko zawsze TOP to trzeba dać szansę. Na koniec długiego biegania Górski Maraton Świętokrzyski 26 października, również pierwsza edycja a więc będzie kameralnie i jak na Swiętokrzyskie przystało mam nadzieję magicznie. Na koniec roku 10 na Niepodległości w Gdyni gdzie mam nadzieję nabiegać życiówkę (poniżej 50 m) i już tradycyjnie Gdańsk Pólmaraton, ale to juz total chill bo to z kolei debiut żony na tym dystansie. Także nie ma obijania 🙂
@Michał, dziękuję za Twój komentarz.
Nie wiem, czy udało nam się zbić piątkę na UKP 🙂 Mam wrażenie, że tyle, co piątek zbiłem, to jeszcze nigdy, więc może się nam udało.
Mam nadzieję, że bieg poszedł po Twojej myśli.
I trzymam kciuki za kolejne starty. Spore natężenie u Ciebie. Ja już jestem na etapie chillu i powoli myślami przy 2020 roku.
Zdrówka! Tego biegu w górach Świętokrzyskich, to nawet trochę zazdroszczę. Byłem dwa lata (albo i już trzy) temu na krótkim urlopie w tym rejonie i było bajecznie. Pusto na szlakach, tajemniczy klimat. Bardzo polecam!
Czesc koledzy,
Fajne że macie plany, bo to wiąże się z tym że trzeba coś robić “biegać ”
Zgodzę się całkowicie że czasami jest ciężko, plany ida gdzieś na bok,ale jak jset uczucie ze noga podaje,to krxystamy z chwili :fajne uczucie ‘bo yrening wychodzi lepszy niż zakładaliśmy”
Kolega Adam atakuje pudło z
numerem 1👍,totalnie po za moim
zasięgiem “piatka na starcie i lecimy *w tym przypadku każdy po swoje 🙂