Jeśli trafiłeś na tą stronę, albo chociaż na ten wpis, to znaczy, że jesteś albo moim znajomym, albo uwielbiasz biegać. W zasadzie to nie jest ważne, jak i dlaczego tu jesteś, ale proszę Cię, poświęć kilka minut swojego życia. Przeczytaj ten tekst i pomóż, bo jest ktoś, kto tej pomocy potrzebuje.
Pewnie większość z Was jest w wieku, w którym nie myśli się o ciężkiej chorobie i możliwości utraty tego, co dla Was najważniejsze. Kto z Was myśli, że jutro się obudzi i nie będzie mógł biegać ręka do góry? Ktoś się zgłosił? Pewnie nie. Ale choroba nie wybiera, może dopaść każdego z Was. I dlatego proszę Was, w imieniu mojego kolegi z pracy, o pomoc.
Moja historia to dowód na to, że rak nie wybiera. Może dopaść każdego, również Ciebie. Dla niego wszyscy jesteśmy równi. Moja tragedia polega na tym, że nowotwór chce mi odebrać życie, dostępne leczenie – sprawność. Rozpaczliwie walczę o środki na inną metodę leczenia, aby ratować jedno i drugie.
Ale zacznijmy od początku.
Mam na imię Marek, mam 38 lat. Jestem mężem wspaniałej żony i dumnym ojcem 9-letniej córeczki Zuzi. Byłem też okazem zdrowia. Biegałem, jeździłem na rowerze, uwielbiałem wyzwania. Nie przypuszczałem nigdy, że w mojej historii pojawi się to najtrudniejsze: pokonać raka.
Więcej o historii Marka możecie przeczytać:
Zachęcam Was do wpłaty. Wierzę, że wielu z Was już to zrobiło, albo zrobi. A gdyby się znalazł ktoś chętny, kto pokryje chociaż częściowo koszty leczenia, to zapraszam do współpracy. Na koszulce jest dużo miejsca, wrzucę logo firmy, napis, cokolwiek. Mogę nawet biegać tak obklejony, jak Adam Małysz. Każda forma reklamy jest dla mnie do przyjęcia.
Razem damy radę!